Lech Cup 2024 – w miniony weekend w Poznaniu podziwialiśmy młode gwiazdy futbolu


Lech Cup to tzw. Liga Mistrzów do 12. roku życia – co się tam działo? Czy poznaliśmy nowe gwiazdy futbolu?

9 grudnia 2024 Lech Cup 2024 – w miniony weekend w Poznaniu podziwialiśmy młode gwiazdy futbolu
www.lechpoznan.pl

W miniony weekend w Poznaniu jak równy z równym rywalizowały ze sobą zespoły londyńskiej Chelsea, PSG oraz właśnie Lecha. Na hali uniwersyteckiej UAM-u w dniach 7-8 grudnia odbyła się 17. edycja Lech Cup, czyli prestiżowego turnieju dla młodych adeptów futbolu poniżej dwunastego roku życia. „Kolejorz” zaprezentował się z bardzo dobrej strony – skończył zmagania w czołowej czwórce. Było kilka pozytywnych zdarzeń, zaskoczeń, jak i rozczarowań.


Udostępnij na Udostępnij na

Przez 17 edycji rozgrywanych co roku w pierwszy weekend grudnia Lech Cup zyskał w Europie naprawdę solidną markę. Do Poznania przyjeżdża osiem czołowych akademii piłkarskich z całej Europy. W przeszłości w Poznaniu grały między innymi: Manchester City, FC Barcelona, Bayern czy Juventus. Na turniejach rodziły się gwiazdy, a Lech mógł udowadniać, że pod względem szkolenia młodzieży nie ustępuje europejskim hegemonom. Swoje piętno na Lech Cup odcisnęli między innymi Rafael Leao lub Jamal Musiala, którzy dziś uznawani są za jednych z najlepszych piłkarzy na świecie.

Tak miało być też w tym roku. Na Lech Cup w tzw. Lidze Mistrzów U-12 zmierzyć miała się ze sobą przyszłość futbolu. Zmierzyło się ze sobą osiem silnych zespołów. Każdy z nich miał swoich liderów i swoje gwiazdy. Gospodarzem imprezy był oczywiście Lech Poznań, a kolejny raz na turnieju pojawiły się ekipy Sportingu, Chelsea, belgijskiego Genku oraz Slavii Praga. Debiuty na Lech Cup w 2024 roku zaliczyły delegacje PSG, Unionu Berlin oraz słowackiej Żyliny. Szczególnie przed drużyną zza naszej zachodniej granicy stało duże wyzwanie. Ich sąsiedzi zza miedzy w Poznaniu triumfowali aż czterokrotnie.

Co w Poznaniu działo się podczas 17. edycji Lech Cup?

Futbol jest coraz młodszy

Tymi właśnie słowami piątkową Lech Conference rozpoczął prowadzący wydarzenie dziennikarz Viaplay Michał Zachodny. 6 grudnia na hali UAM odbyła się jedna z największych konferencji dla trenerów w tej części Europy. Wchodząc piątkowego ranka na wydarzenie mogłem zobaczyć szkoleniowców z różnych klubów, którzy chcąc zdobyć punkty potrzebne do przedłużenia ich licencji, łaknęli wiedzy. Swoje wykłady przygotowali trenerzy drużyn młodzieżowych Atalanty Bergamo, Club Brugge oraz Paris Saint-Germain. Ich słowa ilustrowane były w praktyce, a „królikami doświadczalnymi” zagranicznych wykładowców byli młodzi piłkarze z Akademii Lecha Poznań, którzy mogli odczuć, jak wyglądają treningi w innych czołowych szkółkach piłkarskich.

Z piątkowej konferencji nie wyniosłem żadnych trenerskich niuansów. Nie jestem bowiem trenerem, ale moją uwagę zwróciły słowa Piotra Rutkowskiego. Właściciel Lecha Poznań tłumaczył licznie zgromadzonym trenerom, że winnymi sytuacji, w której znajduje się obecnie polski futbol, są wszyscy. – Nie potrafimy wykorzystać potencjału naszego kraju. Nie widzę żadnego powodu, dla którego polski klub miałby nie wygrać młodzieżowej Ligi Mistrzów. Możliwości mamy ogromne. – Turniej Lech Cup ma więc udowadniać, że juniorzy Lecha Poznań są w stanie rywalizować z zawodnikami z całej Europy. Futbol jest coraz młodszy. Zmagania młodych lechitów z zespołami czołowych europejskich akademii rokrocznie pokazują, że polska piłka ma potencjał.

Ale czy rywalizacja na Lech Cup rozwiązuje problemy, o których wspominał Piotr Rutkowski? Wątpię. Mimo wszystko było to niezwykle interesujące wydarzenie. Dwa dni na hali UAM wypełnione futbolem. Dobra zabawa, rywalizacja i masa pozytywnych emocji. 44 mecze i wiele godzin piłkarskich zmagań. Czy poznaliśmy nowego Lamine’a Yamala?

Lech niezwyciężony

W pierwszy dzień zmagań drużyny rywalizowały ze sobą w formacie każdy z każdym. Zespoły mogły poznać styl gry swoich przeciwników, a także ocenić siłę nieznanych dotąd drużyn. Jednocześnie kluby walczyły ze sobą o miejsce w tzw. Lidze Mistrzów oraz Lidze Europy. Cztery najlepsze zespoły miały w niedzielę walczyć o miejsca 1-4, a reszta stoczyć miała walkę o pozycje 5-8. Pierwszy dzień zmagań rozstrzygał więc niewiele, ale można było wyciągać pierwsze wnioski.

Lokalni kibice mogli mieć naprawdę wiele powodów do zadowolenia. Młodzi lechici od początku wyglądali jak pretendenci do mistrzowskiego tytułu, który poznaniacy bardzo chcieli obronić. Efektownie rozpoczęli grę na Lech Cup gromiąc 5:1 debiutujące PSG, a do końca dnia nie uświadczyli żadnej porażki. Jedyną stratę punktów stanowił mecz ze Slavią Praga, która wykazała się świetną defensywą. W drugiej kolejce Lech Poznań zremisował z Czechami 0:0 i był to jedyny bezbramkowy remis tego turnieju. Młoda ekipa „Kolejorza” wyglądała w sobotę jak walec, który nie zamierza się zatrzymywać.

Podopieczni trenera Krystiana Nowickiego we wszystkich meczach próbowali grać ofensywnie. Byli niezwykle bramkostrzelną drużyną.

  • 5:1 z Chelsea
  • 5:0 ze Sportingiem
  • 7:1 z Unionem Berlin
  • 5:0 z Żyliną
  • 5:0 z KRC Genk

Lech kończył sobotnie zmagania jako zdecydowany lider. Niezależnie od składu personalnego i przeciwnika młodzi piłkarze „Kolejorza” bawili się piłką nożną. Aż trzech zawodników Lecha mogło kandydować do miana najlepszego piłkarza pierwszego dnia turnieju. Dwa hat-tricki zanotował Wojciech Dombrowicz, a bardzo bramkostrzelni i efektowni byli również Milan Zarzycki oraz Maciej Szczęsny. Na dodatek świetnie spisywała się defensywa wraz z bramkarzem, który mimo tego, że miał niewiele pracy, zanotował kilka ciekawych interwencji.

Lech w niedzielę wchodził z łatką faworyta. Był jedyną niepokonaną drużyną i polskiego zespołu obawiać mogła się Chelsea, Sporting oraz Slavia. Te ekipy dopełniły grupę Ligi Mistrzów. Pięknie to brzmi – Lech Poznań mógł patrzeć na te zespoły z pozycji murowanego faworyta.

Nowy dzień, inna drużyna

Wydaje się, że tak dobra sobota w wykonaniu stanowiła swoisty gwóźdź do trumny. „Kolejorz” rozpoczął turniej w bardzo dobrym stylu i ciągłe podwyższanie swojego poziomu było dla podopiecznych trenera Nowickiego bardzo trudne. Z podobnym problemem mierzył się Sporting, który sobotę kończył tuż za Lechem Poznań. Obie drużyny grały pierwszego dnia zjawiskowo, przez co nie było im łatwo wznieść się na jeszcze wyższy poziom w fazie finałowej.

A zrobiły to dwie pozostałe drużyny mierzące się w finałowej czwórce. Slavia Praga przez cały turniej wyglądała bardzo przeciętnie. Dobrze spisywała się gwiazda zespołu – bramkarz Samuel Skorpil, który bardzo często kąsał rywali strzałami z daleka. Z przodu wiatr robił drobny Denis Elias, który mimo filigranowej budowy radził sobie zarówno w obronie, jak i pod bramką przeciwnika. Z siedmioma bramkami sobotę zakończył Matej Kalik, ale po jego grze nie było widać błysku. Dużo lepiej wizualnie prezentowali się chociażby piłkarze Lecha: Milan Zarzycki, Wojciech Dombrowicz czy Maciej Szczęsny.

Podobnie londyńska Chelsea. „The Blues” zaczynali turniej od remisu ze Slavią i porażki z „Kolejorzem”. Ich gra zdecydowanie nie przekonywała, ale z każdym meczem Chelsea wyglądała dużo lepiej. Coraz pewniej czuli się liderzy tego zespołu. Akcje z linii obrony napędzał grający z numerem cztery, Asher Hayles, a worek z bramkami otworzył Kobi Ugbana. Napastnik londyńczyków zaczynał wyglądać na jednego z lepszych zawodników turnieju. Był świadomy swoich atutów i zaczął je wykorzystywać, strzelając coraz więcej bramek.

Zarówno Chelsea, jak i Slavia zostawiły sobie na niedzielę pewien dystans do swojego sufitu i to pozwoliło im osiągnąć sukces. Dwie najlepsze ekipy pierwszej fazy turnieju – Lech oraz Sporting nie potrafiły się odnaleźć w najważniejszych momentach turnieju.

Rozstrzygnięcia

Drugi dzień inaugurowało spotkanie Lecha Poznań z Chelsea. Poprzedniego dnia poznaniacy wygrali z „The Blues” bardzo wysoko, więc porażka w pierwszym meczu decydującej fazy Lech Cup musiała być dla „Kolejorza” stanowić wyjątkowo zimny prysznic. Wydaje się, że przyszedł on trochę za późno. W drugim spotkaniu fazy grupowej Lech był już pod dużo większą presją. Piłkarze trenera Nowickiego musieli wygrać ze Slavią, by dalej marzyć o zwycięstwie. Czesi okazali się być zbyt trudnym rywalem.

W szeregach lechitów pojawił się ewidentny stres, który powodował błędy w obronie prowadzące do utraty bramek. Z każdą upływającą minutą poznaniacy odczuwali na swoich plecach coraz cięższy oddech porażki. Wobec tego w ofensywie było coraz więcej niedokładności i nawet nie udało się gospodarzom wykorzystać dwóch minut gry w przewadze. Natomiast Slavia pokazała się z naprawdę świetnej strony. Czesi zagrali niezwykle odpowiedzialnie. Potrafili uszanować posiadanie piłki, w odpowiednim momencie ukraść trochę czasu, a doskonale między słupkami spisywał się Samuel Skopril. Prażanie w bardzo dojrzałym stylu zagwarantowali sobie miejsce w finale rozgrywek.

Drugim finalistą okazała się być Chelsea, która z każdym meczem wyglądała coraz lepiej. Fantastyczną formę w niedzielę prezentował Kobi Ugbana, który strzelał jak na zawołanie. W dwóch decydujących spotkaniach fazy grupowej Ligi Mistrzów zanotował dwa dublety i wprowadził swoją drużynę do najlepszej dwójki Lech Cup 2024.

Dwie najlepsze drużyny fazy ligowej znalazły się poza wielkim finałem rozgrywek. Lech Poznań oraz Sporting CP padły ofiarą własnego sobotniego sukcesu. Górą z tego starcia wyszła ostatecznie drużyna z Portugalii, a poznaniakom na otarcie łez przypadła korona króla strzelców, którą wywalczył Wojciech Dombrowicz. Młody napastnik Lecha Poznań zanotował na Lech Cup 2024 aż 10 trafień.

Wielki finał i piękno futbolu

Natomiast Slavia stoczyła z Chelsea fenomenalny i trzymający w napięciu pojedynek, którego stawką było zwycięstwo w turnieju. Bramki strzelali najlepsi zawodnicy zespołów. Wynik dla londyńczyków otworzył Kobi Ugbana, a wyrównał… bramkarz Slavii – Samuel Skorpil. Losy spotkania nie były rozstrzygnięte do ostatniego gwizdka arbitra. Wśród zawodników obu drużyn, mimo wielkiej determinacji, widać było wielki spokój. O zwycięstwie zadecydować miał konkurs rzutów karnych. Piłkarze obu drużyn byli bezbłędni, jedenastki wykonywane były bardzo pewnie. Przed szansą stanąć musiał rezerwowy bramkarz Chelsea i to dopiero on jako pierwszy się pomylił.

Momentalnie zalał się łzami, a piłkarze Slavii świętowali triumf w euforii. Ten moment pokazał to, jak piękną Lech Cup może być inicjatywą. Bramkarz Chelsea od razu utonął w objęciach kolegów, którzy zaczęli go pocieszać. Żaden ze srebrnych medalistów nie wykazał nawet cienia pretensji do bramkarza, który nie wykorzystał rzutu karnego. Lech Cup to nie tylko walka na boisku, lecz również inicjatywa łącząca młodych pasjonatów futbolu.

Emocje towarzyszyły nie tylko wielkiemu finałowi rozgrywek. Były również kluczowym elementem ostatecznych starć dla wszystkich innych ekip. Każdy zespół stanął na koniec turnieju przed własnym małym finałem. Słowacka Żylina poniosła porażkę w meczu o 7. miejsce z Paris Saint-Germain. Union Berlin również zakończył rozgrywki zwycięstwem i wywalczył sobie 5. lokatę wygrywając z KRC Genk.
Dzięki temu tabela końcowa prezentowała się w następujący sposób:

  1. Slavia Praga 
  2. Chelsea
  3. Sporting CP
  4. Lech Poznań
  5. Union Berlin
  6. KRC Genk
  7. Paris Saint-Germain
  8. MSK Żylina

Coś wielkiego

Dla każdego z młodych zawodników gra na tego typu turnieju to wielkie przeżycie. W końcu nie codziennie można mierzyć się z zagranicznymi klubami. Niezależnie od tego, czy grano o pierwsze czy siódme miejsce, młodzi piłkarze po prostu cieszyli się tym, że mogli grać przy obecności licznie zgromadzonych kibiców. Szukali efektownych dryblingów, przez co niekiedy można było odnieść wrażenie, że jest u nich zdecydowanie za wiele indywidualizmu. Natomiast po bramkach prawie zawsze piłkarze wykonywali efektowne celebracje.

Strzelając bramki zawodnicy mogli naśladować Cole’a Palmera, Viktora Gyokeresa czy Leo Messiego. Niezależnie od rezultatów, to jest najważniejsze przesłanie Enea Lech Cup, który na stałe wpisał się już do kalendarza rozgrywek młodzieżowych. Czy któryś ze „złotej piątki” turnieju znajdzie swoje miejsce na największych arenach europejskiej piłki?

Wszystko fajnie, ale czy to ma w ogóle sens?

Patrząc na radość młodych zawodników, którzy mogą cieszyć się tym, że grają w piłkę, organizowanie Lech Cup na pewno jest racjonalne. Z drugiej jednak strony można dojść do wniosku, że ten turniej tak naprawdę obnaża polskie problemy w szkoleniu. Piłkarze Lecha Poznań pokazują, że mogą w wieku 11 lat rywalizować na równym poziomie z ich kolegami zza granicy. Natomiast przyszłość bardzo często się w ich przypadku rozjeżdża. Zdecydowanie większe kariery robią gracze z tych zagranicznych klubów.

Najlepszym przykładem może być 2016 rok. W „złotej piątce” za tamtą edycję Lech Cup znaleźli się między innymi Filip Wilak oraz gwiazdor Bayernu Monachium Jamal Musiala. Jeden z nich nie przebił się w PKO Ekstraklasie w barwach Lecha Poznań i gra obecnie w trzecioligowych rezerwach, a drugi podbija rozgrywki Ligi Mistrzów i błyszczał na Euro 2024. Co więc poszło nie tak?

Tego problemu Lech Cup nie potrafi rozwiązać. Piotr Rutkowski mówił na inauguracji Lech Conference, że polskie kluby mają potencjał, by wygrywać młodzieżową Ligę Mistrzów. Turniej organizowany przez „Kolejorza” potwierdza jego słowa, ale nie jest sposobem na znalezienie metody na poprawę szkolenia w Polsce. Wciąż nie wiemy, w którym momencie czołowe europejskie akademie np. w Chelsea czy Sportingu odjeżdżają Polakom.

Tego prawdopodobnie jeszcze przez długi czas się nie dowiemy. Można mieć tylko nadzieję, że spośród młodych piłkarzy Lecha Poznań grających w tym roku na Lech Cup wyłoni się chociaż jeden, który dołączy do Antoniego Kozubala, Karola Linettego czy Jakuba Kamińskiego, którzy z plakatów „obserwowali” piłkarskie zmagania na hali UAM na poznańskim Morasku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze